środa, 18 stycznia 2012

istny młyn...

No i tak pracowicie rozpoczął się Nowy Rok ,że czasu mi brak na wszystko.Jestem właśnie w Polsce,w domu rodziców,a dni mijają jak szalone.Piszę pracę licencjacką,bo czas goni,zjazdy,zaliczenia,zaangażowałam się też w organizowanie pomocy dla córci mojego kuzyna - Martusi,która urodziła się chora ale o tym napiszę w następnym poście.I teraz duży news! Przeprowadzka!
Nowy dom,we Włoszech rzecz jasna ;) Także na dniach zaczynamy (a raczej moje kochanie rozpocznie) remont! Zamieszania będzie co nie miara ale już nie mogę się doczekać! I ten dom, też z tarasem, ma widok oczywiście na słonecznikowe pole! bajka :)
W całym tym zamieszaniu,na szczęście znajduję czas na poranną kawkę z Ulą, która jutro również wpadnie razem ze swoją malutką Tosią na plotki, i co wieczorne rozmowy, teraz ze względu na mój wyjazd -tylko telefoniczne z moim amore..

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Nowy Rok

No i nadszedl wreszcie.Tak dlugo oczekiwany.Ostatni tydzien byl dla mnie czasem przemyslen nad tym co dal i co zabral stary rok.Rozliczenie.Lekko nie bylo.I nawet ten ostatni dzien roku pozostanie nam na zawsze w pamieci.Po dlugiej chorobie odeszla babcia Laura..
Ale teraz patrze w przyszlosc.Robie liste postanowien na ten Nowy Rok i na pierwszym miejscu pisze ze TEN ROK BEDZIE FANTASTYCZNY :)
wam rowniez zycze przede wszystkim zdrowia,moze to banalnie brzmi ale na wlasnej skorze przekonalam sie jak bardzo jest wazne.A wiec zdrowia,spokoju,ciepla domowego ogniska i ludzi ktorzy was otaczaja..milosci i usmiechu :)

wtorek, 6 grudnia 2011

Tęczowy Most

Zawsze kiedyś przychodzi ten dzień,
w którym Twój przyjaciel spogląda ci w oczy po raz ostatni
i nawet Twoja miłość,
chociażby była najsilniejsza nie jest w stanie tego zmienić...



Dakar
14.03.2009 - 03.12.2011

ile bym dała,żeby znów pogłaskać ukochaną łepetynę,wytarmosić za uszy i spojrzeć w ufne oczy.
Ile moich żalów wysłuchałeś , ile łez zlizałeś z policzków..









wtorek, 22 listopada 2011

Jesiennie...

  Opadają liście
czas snuje się mgliście
świetliście
anieliście
liście
   liście....

Już końcówka listopada, jesień w pełni ,bezchmurne niebo.I choć już chłodno jak tu nie wykorzystać przepięknie grzejącego słońca?Więc w ostatnią niedzielę wzięłam mojego amore za rękę,w drugą łapkę smycz na końcu której znajdował sie nasz hipopotam ;) no i w drogę. Długi spacer wśród złocących się drzew,wygłupiając się jak dzieci wskakiwaliśmy w kupy liści.Włącznie z psem ;)


Po spacerze, zmęczeni ale zrelaksowani wróciliśmy do domu..Odpoczywaliśmy na kanapie, popijając gorącą czekoladę, przed ogniem płonącym w kominku...Nasz hipopotam,Dakar, też był chyba zmęczony bo położył się w ogrodzie i w promieniach zachodzącego już słońca zarzucił uchem i spał... :)







środa, 5 października 2011

nostalgicznie

I tak, gdy dziś w Polsce można już poczuć chłodny powiew jesieni, myślami wracam do jeszcze gorących dni zeszłego tygodnia w Sansepolcro.Chodźcie, oprowadzę was trochę po mieście...
 w centrum...


i krążąc po wąskich,tak uroczych i tak "włoskich" uliczkach, gdzie naprawdę sąsiedzi mogą zaglądać sobie do okien...




Już mi brakuje tego gwaru,Włochów w których naturę wpisane jest gestykulowanie przez duuże 'G' podczas rozmowy - nawet telefonicznej - co zawsze wywołuje mój uśmiech :)  Ludzi znajomych bardziej lub mniej, którzy już z daleka wołaja "Ciao! Jak się masz?'' :) tego wspaniałego aromatu espresso wynurzającego się z barów które spotykam prawie na każdym kroku i które są pełne ludzi zarówno rano 'bo śniadanko', w czasie poobiedniej sjesty by wykorzystać jeszcze chwilkę przed powrotem do pracy na ploteczki z przyjaciółką ( we Włoszech większość pracuje w systemie 9-13 potem przerwa na obiadek i potem 16-20 ) i wieczorem by przed kolacją napić sie ze znajomymi 'aperitivo' czyli napoju alkoholowego bądź nie lub po kolacji, tylko nie bardzo wiem dlaczego, chyba po to żeby nie spać całą noc ;)
A narazie cieszę się pobytem w domu,u rodziców,w Polsce.Przede mną trzeci, ostatni rok studiów na Kosmetologii,praca licencjacka,praca zawodowa i jeszcze kilka projektów,które narazie niech pozostaną moją tajemnicą...oj,będzie się działo :)

piątek, 30 września 2011

I tak,przekornie,zaczynam pisanie o mojej codziennosci w Toskanii wlasnie teraz gdy z niej wyjezdzam...ale tylko na krotko :) i przekornie, bo nie od razu a po szesciu latach od mojej przeprowadzki do Wloch.Mam nadzieje ze bedziecie razem ze mna zachlystywac sie niezwykloscia zwyklych dni w niewielkiej miejscowosci Sansepolcro, w domu z dusza, w ktorym wiele lat temu miescila sie fabryka kafelek a ktory teraz jest przepiekna toskanska willa...Zasmakujcie razem ze mna pysznej, porannej kawy i wyjetego prosto z pieca rogalika w zatloczonej i gwarnej cukierni "Chieli" i zapominajac o rzeczywistosci ogladajcie razem ze mna zachody slonca z tarasu mojego domu w Toskanii...